Mikołaj Strachow[1]
FATALNA SPRAWA („Wriemia” 1863, nr 4)
W sądach o kwestii polskiej pomijany jest zwykle istotny aspekt. Z przyzwyczajenia łatwiej jest nam omawiać problemy z bardziej ogólnych punktów widzenia i dlatego jednostkowy, charakterystyczny przejaw nie przyciąga naszej uwagi. Ponieważ jednak w tym konkretnym wypadku rzecz dotyczy problemu o kolosalnym dla nas znaczeniu, powinniśmy wreszcie uświadomić sobie wszystkie jego strony.
Dlaczego Polacy powstali?
Sprowadzając problem do pojęć ogólnych, odpowiadamy zwykle tak:
l. Polacy powstali z powodów kosmopolitycznych, tzn. w imię poprawy swego bytu i rozszerzenia swoich praw;
2. lub – powstali, kierując się ideą narodową, tzn. po prostu – w imię wyzwolenia siebie spod władzy obcego narodu.
Jedni za główną sprężynę powstania uważają przyczynę pierwszą, inni – drugą; wreszcie jeszcze inni – na równi jedną i drugą. Można rzec, iż Polacy walczą o idee kosmopolityczne, a w tym o ideę równouprawnienia wszystkich narodów.
Określiwszy w ten sposób przyczyny zjawiska, nie znajdujemy już żadnych trudności w wyjaśnieniu problemu. Z takich prostych i jasnych przesłanek z łatwością wyciągamy odpowiednie wnioski.
A tymczasem w kwestii polskiej zawarta jest cecha pogłębiająca problem i uniemożliwiającą jego rozwiązanie. Cecha ta od razu rzuca się w oczy i nie sposób jej ukryć. Na próżno staralibyśmy się ją pomijać i nie zauważać jej znaczenia; takie wykręty ani sprawy nie zmienią, ani sukcesu nam nie przysporzą.
Co rodzi wrogość Polaków wobec Rosjan? Postarajmy się wniknąć w nastroje Polaków, wejdźmy w ich położenie i popatrzmy z ich punktu widzenia. Najprawdopodobniej prócz przyczyn kosmopolitycznych i nacjonalistycznych mieści się w tej wrogości jeszcze jeden element, który, jak nam się wydaje, nader istotnie określa sprawę: Polacy wzburzeni są przeciwko nam także jako naród wykształcony przeciwko narodowi mniej wykształconemu, czy wręcz zupełnie niewykształconemu. Jakiekolwiek byłyby powody do walki, ducha jej rozpala fakt, iż z jednej strony walczy naród cywilizowany, z drugiej – barbarzyńcy.
Tak w każdym razie najprawdopodobniej wygląda stanowisko Polaków. Aby przekonać się o istocie tej przyczyny jako składowego elementu wrogości, wystarczy tylko uświadomić sobie, iż naród polski ma pełne prawo stawiać siebie w rozwoju cywilizacyjnym na równi z innymi narodami europejskimi i że wątpliwe jest, by mógł na nas patrzeć inaczej, niż jak na barbarzyńców.
Polska od początku kroczyła na równi z resztą Europy. Razem z innymi narodami zachodnimi przyjęła katolicyzm, razem z nimi rozwijała swe życie duchowe. W nauce, sztuce, literaturze, w ogóle we wszystkich przejawach cywilizacji stale bratała się i współzawodniczyła z innymi członkami rodziny europejskiej, i nigdy nie była w niej członkiem opóźnionym w rozwoju czy też obcym. Oto jak w krótkich słowach mówi o tym Iwan Kiriejewski[2]:
„Arystokracja polska w XV i XVI wieku była nie tylko najbardziej wykształcona, lecz i najbardziej błyskotliwa, najbardziej uczona w Europie. Dogłębna znajomość języków obcych, klasyków starożytnych, niezwykły rozwój zdolności umysłowych i praktycznych zadziwiały podróżników i nuncjuszów papieskich tamtych czasów. Wynikiem tego wykształcenia była niezwykle bogata literatura. Składały się na nią uczone komentarze do starożytnych klasyków, udane i nieudane pastisze, pisane i w wytwornej polszczyźnie, i we wzorowej łacinie, wiele ważnych tłumaczeń, z których część do tej pory zaliczana jest do wzorcowych, jak np. tłumaczenia z Tacyta. Inne dowodzą głębi oświecenia, jak np. przekład wszystkich utworów Arystotelesa dokonany już w XVI wieku. Tylko za panowania Zygmunta III jaśniało na firmamencie literackim 711 znanych nazwisk, w ponad osiemdziesięciu miastach nieprzerwanie pracowały drukarnie”.
Polacy mogą więc uważać siebie za naród w pełni europejski, mogą zaliczać siebie do „krajów świętych cudów”, do tego wielkiego Zachodu, będącego szczytem ludzkich osiągnięć i zawierającego w sobie centralny potok historii ludzkiej.
A my? Kim jesteśmy my – Rosjanie? Nie oszukujmy siebie, postarajmy się zrozumieć, jak patrzą na nas Polacy i w ogóle Europejczycy. Oni do tej pory nie zaliczają nas do swojej najświętszej rodziny, mimo naszych wysiłków, by do niej przystać. Nasza historia dokonywała się oddzielnie. Nie dzieliliśmy z Europą ani jej losu, ani jej rozwoju. Nasza obecna cywilizacja, nasza nauka, literatura etc. – wszystko to jest prawie bez historii, wszystko jest niedawne i blade, jako opóźnione i usilne naśladownictwo. Nie możemy pochwalić się naszym rozwojem i nie śmiemy stawiać siebie na równi z innymi, bardziej szczęśliwymi narodami.
Tak na nas patrzą i sami czujemy, że wiele jest prawdy w tym spojrzeniu. W chwili obecnej, właśnie z powodu walki z Polakami, zaczęliśmy mimowolnie szukać w sobie jakiegoś punktu oparcia. I cóż znaleźliśmy? Nasze myśli kierują się do jedynego widocznego i jasnego przejawu ducha narodowego – do naszego państwa. Tylko to posiadamy. Stworzyliśmy, obroniliśmy i umocniliśmy naszą państwowość. Stanowimy ogromne i silne państwo. Posiadamy możliwość własnego, niezależnego życia. Niemało czaiło się tu niebezpieczeństw, niemało przeszkód musieliśmy pokonać, lecz zwyciężyliśmy, broniąc twardo idei samodzielności i niezawisłości, i teraz, jeśli mieć pretensje – to tylko do siebie, a nie do innych.
Cóż jednak z tego wynika? Samodzielność jest dla nas wielkim dobrem, lecz czy inni tak samo ją cenią? Powiedzą nam, że państwo oczywiście jest możliwością samodzielnego życia, lecz absolutnie nie samym życiem. Państwo jest formą bardzo prostą, przejawem bardzo elementarnym. Najbardziej dzikie i pierwotne ludy łatwo tworzyły państwa. Jeśli państwo jest silne – to jest to oczywiście dobry znak, lecz tylko znak, tylko nadzieja, jedynie pierwszy przejaw życia narodowego. I dlatego na nasze chwalenie się państwem mogą nam odpowiedzieć w ten sposób: „Nikt nie przeczy, że jesteście barbarzyńcami rokującymi wielkie nadzieje, lecz mimo wszystko jesteście barbarzyńcami”.
To jest właśnie ta rana, którą jątrzy sprawa polska. I kosztuje nas ona nie tylko wiele krwi i pieniędzy, nie tylko jest wrzodem, z powodu którego cierpi cielesne, fizyczne życie Rosji. Za każdym razem sprawia ona wewnętrzny ból i sprowadza ponure myśli.
Spróbujmy wyciągnąć wnioski z powyższego. Zrozumiałe, że Polacy patrzą na nas z wyniosłością, że pod wpływem wrogich stosunków wyniosłość ich zwiększa się tysiąckrotnie i stale uczestniczy w naszej wiecznej waśni, nadając wysiłkom i walce Polaków nieskończenie bohaterski charakter. Nieszczęśliwy narodzie! Jak silnie musisz odczuwać całą niewspółmierność własnej sytuacji do wysokiego mniemania o sobie! Im wyżej stoi twa cywilizacja – tym subtelniejsze są twe uczucia, im piękniej mówisz – tym jaśniejsze są twe zalety, im bardziej cierpisz – tym trudniej jest ci znieść jakąkolwiek przewagę mniej cywilizowanych przeciwników. Twa wysoka kultura jest dla ciebie karą. Tam, gdzie inne plemię mogłoby jeszcze pogodzić się z losem i poddać się – ty odrzucasz wszelką ugodę, wszelką uległość.
Tak czują Polacy, a my zawsze staraliśmy się ich zrozumieć i przyznajemy im prawo do wyniosłości, co uzewnętrzniło się w historii naszą pokorą przed ich wykształceniem. Dopiero niedawno zaczęto domagać się jednakowych praw dla wszystkich części imperium. Dawniej tego nie było. Dawniej prowincje zaliczane do cywilizacji europejskiej korzystały z różnych przywilejów i ulg. Odczuwaliśmy ich wyższość i dlatego rzadko szemraliśmy i skarżyliśmy się na względy okazywane pasierbom, a nie rodzonym dzieciom. Tu można też wspomnieć o tych wszystkich dogodnościach, z których korzystają u nas obcokrajowcy pochodzenia europejskiego.
Uświadamiamy sobie braki w naszym wykształceniu i walka z Polakami powinna bardziej niż cokolwiek innego zwrócić nasze myśli na nas samych i przypomnieć nam naszą niską pozycję w szeregu narodów cywilizowanych. Tu możemy najdobitniej odczuć dysproporcję między naszą siłą państwową a naszym znaczeniem moralnym.
Problem jest ogromnych rozmiarów. Z powyższego punktu widzenia Polacy nie mogą uznać siebie za równych nam. Ponieważ wśród wszystkich plemion słowiańskich jedynie oni osiągnęli wysoką kulturę, więc wedle prawa, wedle idei do nich powinna należeć przywódcza rola w świecie słowiańskim, oni powinni stać na czele i kierować innymi plemionami. Takie roszczenie w sposób zupełnie naturalny wynika ze stanowiska Polaków i niemożliwe jest ich osądzanie, gdyby dążyli do jego urzeczywistnienia.
Załóżmy jednak inaczej. Załóżmy, że Polacy zrezygnują ze swej wyniosłości i swych roszczeń, że dopuszczą równowagę lub nawet przewagę po stronie innych plemion słowiańskich i ograniczą się jedynie do idei narodowej niezależności. Oczywiste jest, że z czasem idea ta stopniowo nabierze sił, by wystąpić wreszcie na plan pierwszy. Będzie ona jednak musiała stoczyć ciężką walkę z ideą wyższości w rozwoju cywilizacyjnym i jej zwycięstwo jest czymś bardzo odległym.
W rzeczy samej Polacy mają za sobą długą historię. W sposób nie zawsze świadomy, nie zawsze sprawiedliwy spełniali w niej misję narodu cywilizowanego wśród barbarzyńców. Jako przedstawiciele wielkiej kultury bez przerwy byli zajęci jej rozpowszechnianiem, starali się spolonizować sąsiednie kraje. Bez trudu można przypomnieć sobie cały szereg nieprzerwanych wysiłków zmierzających do tego celu. Odnieść to można nie tylko do Małorusi[3] i innych mniejszych prowincji, odnieść to można nawet do Moskwy – sama Moskwa została poddana próbom spolonizowania i latynizacji.
Odrzucając ciemne karty i drobiazgi, patrząc na sprawę szeroko – czyż można tu nie widzieć najbardziej prawidłowego i szlachetnego przejawu cywilizacji? Nie mówimy o środkach, które były stosowne do epoki, nie mówimy o celach prywatnych, które mogły być brudne i interesowne – mówimy jedynie o zjawisku ogólnym, że Polska dążyła do rozpowszechnienia w krajach barbarzyńskich dóbr cywilizacji europejskiej, starała się wyprowadzić je z mroku na światło.
Załóżmy jednak, że wszystko to jest bez znaczenia. Załóżmy, że Polacy zrezygnują ze swej historii, że mają na uwadze jedynie obecną sytuację i nie odwołują się do przeszłości. Jednak w takim wypadku musielibyśmy zażądać od nich czegoś więcej: muszą zrezygnować nie tylko ze swej historii, lecz i z jej rezultatów.
Nikt przecież nie zaprzeczy, że wysiłki Polaków przyniosły efekty i tu znajduje się źródło polskich pretensji do tych ruskich ziem, które niegdyś wchodziły w skład Polski. Ziemie te stanowiły nie tylko dobra materialne, one po części były, a po części miały się stać zdobyczą kulturową. Trudno więc mieć pretensje do Polaków. Rezygnując ze swoich dążeń wypieraliby się istoty i znaczenia własnej cywilizacji. Niezależnie od zaawansowania – polonizację rozpoczęto i może ona być kontynuowana, i dziwne byłoby, gdyby Polacy z niej zrezygnowali i więcej nie próbowali jej realizować.
Wszystko więc zależy od spojrzenia Polaka na własną cywilizację i na ludzi, których chce jej podporządkować. W istocie rzeczy, jakie stanowisko wypływa z jego poglądów? Kim dla niego są np. Małorusini? W porównaniu z jego wykształceniem – nie posiadają żadnego wykształcenia, w porównaniu z jego rozwiniętym językiem – porozumiewają się ordynarnym miejscowym dialektem, nie posiadającym literatury, w porównaniu z jego świętym katolicyzmem – wyznają nie wiarę, a schizmę. Tych ludzi należy ucywilizować i dlaczego uboga cywilizacja rosyjska ma uzyskać przewagę nad bogatą cywilizacją polską?
Każda cywilizacja jest harda, każde wykształcenie wyniosłe. Zawsze pojawiają się antagonizmy między ludźmi o rozwiniętej kulturze a bliskim natury, ciemnym ludem. Jeśli zdarza się, że my traktujemy lud jako zwykły materiał dla kultury, jako ordynarną glinę, której forma od niej samej nie zależy, to tym bardziej nic dziwnego, iż takie spojrzenie usankcjonowane zostało przez samą historię w sprawie polskiej.
Polacy są dumni ze swej cywilizacji i bardzo wysoko cenią wszystkie jej osiągnięcia. Kto będzie ich osądzał? Kto doszuka się tu zła?
Problem komplikuje się. Zawiera się w nim pojęcie cywilizacji a na dalszy plan odchodzi idea samoistnych narodowości. Polacy w pełni zasługują na miano przedstawicieli cywilizacji i swoją kilkuwiekową walkę z nami mogą traktować jako walkę ducha europejskiego z barbarzyństwem azjatyckim.
Co na to odpowiemy? Do tej pory staraliśmy się przejrzyście ukazać to, co przemawia na korzyść Polaków, pomijając problemy sporne i nieistotne. Uzasadniliśmy ich stanowisko i ich beznadziejne roszczenia. A co przemawia na naszą korzyść?
Wyciągnijmy wnioski.
Wyniosłość i roszczenia Polaków są wynikiem ich europejskiej kultury.
Ponieważ roszczenia nie są zaspokojone – przysparzają Polakom wiele cierpień.
Ponieważ roszczenia Polaków mogą być zaspokojone tylko naszym kosztem – są dla nas obraźliwe i krzywdzące.
Możliwe, iż nasza krzywda równa jest ich cierpieniu. Problem jednak w tym (i to musimy w pełni sobie uświadomić), że ich cierpienie jest zrozumiałe dla wszystkich, natomiast nikt nie rozumie naszej krzywdy.
Wszystko jest wynikiem tej sytuacji, iż my jesteśmy barbarzyńcami, natomiast Polacy są narodem cywilizowanym. Aby więc obalić wnioski, które stąd wynikają musielibyśmy udowodnić:
1) albo, że nie jesteśmy barbarzyńcami, lecz narodem pełnym cywilizacyjnych sił;
2) albo, że już w samych korzeniach cywilizacji Polaków zawarta jest śmierć.
Oczywiście, oba te stanowiska bardzo trudno uzasadnić.
Najprawdopodobniej usprawiedliwiono by nas, gdybyśmy mogli powiedzieć Polakom tak: „Mylicie się w swych sądach o wielkim znaczeniu waszej kultury, oślepiła was własna cywilizacja i w tym zaślepieniu nie chcecie lub nie potraficie zauważyć, że walczy i współzawodniczy z wami nie barbarzyństwo azjatyckie, lecz inna cywilizacja – silniejsza od waszej cywilizacja rosyjska”.
Powiedzieć łatwo, lecz jak to udowodnić? Oprócz nas, Rosjan, nikt w to nie uwierzy, gdyż nie możemy przedstawić żadnych przekonywających faktów, które skłoniłyby innych do uznania rzeczywistego istnienia naszej cywilizacji rosyjskiej. Wszystko posiadamy tylko w zarodku, wszystko ma jedynie pierwotne, niejasne formy, wszystko jest brzemienne przyszłością, lecz nieokreślone i chaotyczne w teraźniejszości.
Posiadane przez nas dane, przemawiające na naszą korzyść, nikogo nie satysfakcjonują, gdyż mają wyłącznie negatywny charakter. Mówią one o tym, że próby polonizacji napotkały w prowincjach rosyjskich duże trudności, że w Małorusi i w Moskwie zostały zdecydowanie odparte. Element ruski przejawił w tym wypadku niezwykłą prężność, świadomie odrzucając cywilizację, która starała się ujarzmić go moralnie. Nie prężność muskułów, a prężność i niezłomność moralną.
Wynika z tego, że być może nie jesteśmy barbarzyńcami. Może tai się w nas duch głęboki i płodny, który, choć nie przejawił się jeszcze w pełni i wyraźnie, już zazdrośnie broni swojej samodzielności i nie pozwala rządzić sobą żadnemu obcemu duchowi, i jest na tyle silny, by odrzucić obce wpływy przeszkadzające mu w niezależnym rozwoju.
Mimo iż Polska jest z nami spokrewniona, iż poprzez nią najłatwiej mogła na nas oddziaływać Europa, iż bez przerwy prowadziliśmy z Polakami walkę, nigdy nie znajdowaliśmy się pod moralnym wpływem Polski, a kiedy zachciało się nam naśladować Europę – pominęliśmy Polaków i zwróciliśmy się do Holendrów i Francuzów. Uparcie odrzucaliśmy polskie wpływy, a mimo to posuwaliśmy się do przodu w swym rozwoju, nawet jeśli rozwój ten wydaje się słaby i powolny.
Wszystko to dowodzi tylko jednego: zachowaliśmy swoją samoistność i mamy pełną możliwość rozwoju samodzielnego. Więcej wniosków z tego się nie wyciągnie.
Spójrzmy teraz na problem z innej strony. Załóżmy, że zaczęlibyśmy doszukiwać się w polskiej cywilizacji cech negatywnych. Aby umniejszyć jej znaczenie i wielkość moglibyśmy wskazać na wiele istotnych jej wad. Moglibyśmy powiedzieć Polakom tak: „Sama historia osądza waszą cywilizację. Nie dała ona mocy waszemu narodowi, nie przyniosła mu zdrowia i siły, nie była więc cywilizacją pozytywną, a możliwe, iż była bezpośrednim złem, niszczącym życie waszego narodu. Polska rozwijała się chorobliwie i jej uczoność nie tylko nie potrafiła wyleczyć choroby, lecz wręcz była przyczyną wszystkich wrzodów”.
Załóżmy, że takie byłoby nasze zdanie. W czym więc widzielibyśmy najistotniejsze schorzenia kultury polskiej? W czym zawiera się sedno jej błędów? Czyż nie w tym, że była ona pozbawiona charakteru narodowego i słowiańskości. Czyż nie w tym, że brakowało w niej jakichkolwiek elementów samoistności i dlatego nie była w stanie połączyć się w jeden silny organizm z duchem narodowym? Jeśli kultura polska nie rozwinęła i nie umocniła życia narodowego, to stało się to tylko z jednej przyczyny – nie było harmonii między nią a elementami życia narodowego, nie wyrażała tych elementów i skutkiem tego nie mogła mieć siły prawidłowo rozwijającej się cywilizacji.
Możemy, oczywiście, takie sądy wypowiadać i pocieszać się myślą, iż los Polski jest jej wewnętrznym, nieuniknionym losem. Nie w takich jednak pocieszeniach leży sedno sprawy. Będziemy niewybaczalnie lekkomyślni, jeśli jednocześnie nie spojrzymy na samych siebie. Nie zapominajmy, iż im ostrzejsze będzie nasze oskarżenie, tym większą odpowiedzialność bierzemy na siebie. W tym konflikcie możemy zaniżać znaczenie kultury polskiej jedynie opierając się na szacunku do naszej własnej kultury. „A kto zaręczy – zaoponuje ktoś – że wasza cywilizacja jest lepsza, że nie nosi także w sobie początków choroby, która zniszczy wielkie cielsko waszego państwa, że jest zgodna z elementami narodowymi, że przyniesie narodowi pełniejsze życie, a nie kalectwo i śmierć? ”
Aż strach pomyśleć jaką wagę, jakie niezręczne dla nas znaczenie mogą mieć takie i podobne pytania w ustach obcokrajowców. Czy nie ogarnia ich pusty śmiech na samą myśl o możliwości istnienia oryginalnej cywilizacji rosyjskiej? A jej obrona, nadzieje na nią i przewidywanie jej przyszłości – czyż to nie mrzonki w oczach każdego Europejczyka?
Tylko my, Rosjanie, możemy przyjąć tę sprawę poważnie. Tylko my nie zrezygnujemy z wiary we własną przyszłość. Aby uratować nasz honor we własnych oczach, musimy zapewniać, że naród, który stworzył wielkie cielsko naszego państwa, posiada własną duszę, że jego życie duchowe jest zdrowe i silne, i z czasem rozwinie się, i przejawi się tak samo szeroko i jasno, jak przejawiło się w mocy i sile państwa.
Istotne jest to, że musimy zdać się właśnie na naród i na jego samoistne, szczególne źródła. W cywilizacji europejskiej, w cywilizacji zapożyczonej i zewnętrznej ustępujemy Polakom. Chcemy jednak wierzyć, że w cywilizacji narodowej, rdzennej, zdrowej mamy przewagę nad nimi lub przynajmniej nie ustępujemy ani im, ani żadnemu innemu narodowi.
Sprawa jest oczywista. Jeśli zaczniemy siebie mierzyć wspólną miarką europejską, jeśli założymy, że narody i państwa różnią się jedynie większym lub mniejszym stopniem wykształcenia, wówczas Polacy zajmą miejsce znacznie wyższe od nas. Jeśli natomiast przyznamy każdemu narodowi prawo do większej lub mniejszej samoistności, wówczas zajmiemy miejsce nie niższe, a może nawet wyższe od Polaków.
Polska nie ma żadnych praw do zachodnich prowincji ruskich jedynie w tym wypadku, jeśli ziemia ruska posiada własny los, własne ważne przeznaczenie. Broniąc naszych rdzennych prowincji, będziemy mieli rację tylko wówczas, jeśli włączymy je do tego wielkiego rozwoju, w którym osiągną one najwyższe dobro.
Jaki jest ostateczny wniosek z tej fatalnej kwestii? Gdzie należy szukać najlepszego wyjścia i nadziei na zgodę?
Jeśli czytelnicy nas zrozumieli, oczywiste dla nich jest, iż w ogóle nie mówimy tu o zewnętrznej stronie sprawy i absolutnie nie mamy zamiaru dzielić praw i prowincji między Polaków a Rosjan. Mieliśmy na uwadze jedynie nastrój wewnętrzny dwóch plemion, staraliśmy się jak najgłębiej prześledzić źródła wewnętrznego bólu, który pojawia się podczas ich wzajemnej walki. Dlatego i teraz stawiamy jedynie pytanie o możliwości zmiany nastrojów plemion, by można było mieć nadzieję na uzdrowienie moralne.
Jeśli chodzi o nas, Rosjan, powinniśmy z większą wiarą zwrócić się do źródeł narodowych. Tylko wtedy będziemy mieli rację, gdy uwierzymy w przyszłość jeszcze chaotycznych, jeszcze nieustabilizowanych i nieuzewnętrznionych elementów życia duchowego rosyjskiego narodu. Lecz sama wiara to za mało, a sama radość z nadziei jest niewybaczalna. Spoczywa na nas obowiązek zrozumienia tych elementów, śledzenia ich rozwoju i wspomagania tego rozwoju ze wszystkich sił. Słodka jest wiara w naród i przyjemna jest wielka nadzieja. Nie zapominajmy jednak i o goryczy, nie zapominajmy, że to na nas, na inteligencji spoczywa wielki obowiązek udokumentowania narodowej dumy i siły.
Jeśli chodzi o Polaków, to mają oni przed sobą także trudne zadanie. Powinni chyba zrezygnować z tej części swej dumy, która opiera się na ich rozwoju cywilizacyjnym. Nawet jeśliby Polska uzyskała niezawisłość, Polacy powinni zdusić w sobie wyniosłość, którą narzuca im wykształcenie, gdyż inaczej nigdy nie będą w stanie zagłuszyć w sobie tego męczącego uczucia, które wzbudza w nich rosnąca potęga Rosji i odłączenie ruskich zachodnich prowincji spod polskiego panowania.
Jedynie ta droga może doprowadzić do ugody i do rozwiązania wewnętrznego węzła w fatalnej kwestii. I na odwrót – jeśli te warunki nie będą spełnione, trudno sobie wyobrazić, by możliwe było uniknięcie dalszych nieszczęść. Jeśli Rosja nie zachowa w sobie rdzennych sił duchowych, jeśli nie przejawi ich w przyszłości w formach jasnych i potężnych, wówczas grożą jej wieczne niebezpieczeństwa. Jeśli Polska nie zrezygnuje z dumy z wykształcenia, wówczas w sposób nieunikniony będzie wytężać wszystkie swoje siły ponad miarę, będzie bez przerwy żywić pretensje, których zaspokojenie będzie niezwykle trudne lub nawet niemożliwe.
Jakie zadania! Jaki niezmierzony ciężar zawarty jest w tych słowach, które tak łatwo wypowiedzieć!
Rosyjskie siły duchowe! Gdzież one są? Kto prócz nas w nie uwierzy, dopóki nie przejawią się w sposób jasny i bezsporny? A ich rozwój i uzewnętrznienie się wymaga wiekowej walki, trudu i czasu, łez i krwi.
Zrezygnować z dumy z własnej cywilizacji! Czyż to jest łatwe? Może to jest w ogóle niemożliwe! Przecież cywilizacja wchodzi w ciało i krew człowieka, przecież nie na próżno jest ona wielkim dobrem, honorem i dumą narodów historycznych. Za nią umiera się jak za coś świętego.
Życzymy sobie z całego serca, by przy rozwiązaniu tej fatalnej kwestii popłynęło jak najmniej krwi dwóch bratnich plemion. Będziemy nawoływać do najbardziej pokojowego, najmniej niszczącego wyjścia. Im głębiej jednak zrozumiemy wewnętrzne źródła problemu, im jaśniej uświadomimy sobie wzajemne stosunki, tym łatwiej znajdziemy słuszne rozwiązanie. I dlatego nie ukrywajmy wszystkich trudności zadania wewnętrznego, zawartego w tej kwestii. Sprawa polska najprawdopodobniej jeszcze długo będzie trudną sprawą rosyjską.
Rosjanin
[Przekład i przypisy Andrzeja de Lazari]
Tłumaczenie zostało opublikowane w antologii Dusza polska i rosyjska (od Adama Mickiewicza i Aleksandra Puszkina do Czesława Miłosza i Aleksandra Sołżenicyna)
[1] Mikołaj Strachow (1828 – 1896) – filozof-heglista, jeden z największych erudytów rosyjskich. Współtworzył z F. Dostojewskim i A. Grigorjewem „poczwiennictwo” – nacjonalistyczny światopogląd „powrotu do gleby” (do rosyjskości) inteligencji rosyjskiej. Poświęcił się walce o samoistność kultury rosyjskiej. Ostro krytykował lewicę heglowską, materializm i empiryzm, występował przeciwko poglądom Moleschotta, Vogta i Büchnera, a także przeciwko materializmowi antropologicznemu Feuerbacha, Czernyszewskiego i Ławrowa. Pozytywizm traktował jako jeden z przejawów kryzysu myśli zachodnioeuropejskiej, jako dowód koniecznego i ostatecznego upadku cywilizacji Zachodu. Fatalną sprawę, podpisaną pseudonimem „Rosjanin”, opublikował w miesięczniku braci Dostojewskich „Wriemia”, za co na polecenie samego Aleksandra II czasopismo zamknięto. Artykuł odczytany został podczas trwającego powstania styczniowego jako wystąpienie propolskie, co było nieporozumieniem. Udowodnił to F. Dostojewski w niedopuszczonej do druku przez cenzurę Odpowiedzi redakcji czasopisma »Wriemia« na napaść ze strony gazety »Moskowskije Wiedomosti«. Pisarz dwuznaczność Fatalnej sprawy rozwiał jednoznacznym zanegowaniem wartości kultury europejskiej i katolicyzmu w Polsce. Uznał za pewnik, że w kulturze tej „śmierć zawarta jest w korzeniach”, że Polacy nie zmartwychwstaną nawet wówczas, gdy uzyskają niezależność polityczną, gdyż zgubi ich „duch narodowy, antyobywatelski i antychrześcijański" przyniesiony z Europy Zachodniej. Rosjan może natomiast zbawić „powrót do gleby” (do wartości narodowych), kultywowanie i rozwijanie ideałów prawosławnych, gdyż cywilizacja europejska nie jest zgodna „z duchem rosyjskim, nie pasuje do narodu rosyjskiego”. W liście do Iwana Turgieniewa z 17 czerwca 1863 r. pisarz w następujących słowach ujął wystąpienie Strachowa: „Polacy tak gardzą nami jako narodem barbarzyńskim, tak wywyższają się z racji swojej cywilizacji europejskiej, że na moralną (czyli najbardziej trwałą) ich ugodę z nami na długie lata nie ma co liczyć”. Słuszność takiej interpretacji Fatalnej sprawy potwierdził w kilka miesięcy później sam Strachow w artykułach przeznaczonych dla nowego pisma braci Dostojewskich „Epocha”, natomiast autor Idioty, już tylko dla siebie, zanotował: „Wojna polska to wojna dwóch światów chrześcijańskich – to początek przyszłej wojny prawosławia z katolicyzmem, innymi słowy wojny geniuszu rosyjskiego z cywilizacją europejską”.
[3] Czyli Ukrainy.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze